18 lut Tędy droga
„To mówi Pan Bóg, Święty Izraela: Zaiste, o ludu, który zamieszkujesz Syjon w Jerozolimie, nie będziesz gorzko płakał. Rychło okaże ci On łaskę na głos twojej prośby. Ledwie usłyszy, odpowie ci. Choćby ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza. Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: To jest droga, idźcie nią!, gdybyś zboczył na prawo lub na lewo. On użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleb z urodzajów gleby będzie soczysty i pożywny…”
Iz 30,19-21.23-26
TĘDY DROGA…
– Z kim mam przyjemność rozmawiać?
– Z „Al-Anonką”. Chcę pozostać anonimowa, choć jestem pewna, że to, co powiem może pomóc wielu osobom, które muszą zmagać się z chorobą alkoholową współmałżonka.
–To była miłość od pierwszego wejrzenia?
-…?… Z perspektywy czasu, pobraliśmy się prawie czterdzieści lat temu, odpowiem tak: Do zawarcia związku małżeńskiego potrzeba dojrzałości fizycznej, psychicznej i duchowej. My ani psychicznie, ani duchowo nie byliśmy gotowi do założenia rodziny.
-Kiedy zauważyłaś, że wasze małżeństwo tonie w alkoholu ?
-Trochę to trwało ,jakieś dziesięć lat. Mieszkaliśmy w wiejskim, popegeerowskim środowisku. Mężczyźni pili, dużo pili. Było coraz trudniej… Początkowo w sobie szukałam przyczyn tej sytuacji, nawet próbowałam pić z mężem, żeby się dostosować… Uogólniając, wszyscy tak robili. Kiedy próbowałam zmienić to w mojej rodzinie, miałam przeciw sobie całą tamtejszą społeczność.
-Alkoholizm jest naszym problemem społecznym, chorobą. Z pewnością uzyskałaś pomoc instytucjonalną…
-A jakże! Kiedy już zorientowałam się, że sama nie dam rady, poszłam do Urzędu Gminy w Miejscowości X. Szukałam drogi wyjścia z tej trudnej sytuacji. Chciałam poprosić o pomoc w Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jej przedstawiciel pouczył mnie o tym, że moja rodzina ma problem, w związku z czym powinnam rozwiązać ten problem. Zaproponował, żebym była bardziej spolegliwa wobec męża… No więc wiedziałam już na czym polega pomoc instytucjonalna, przynajmniej w „gminie”, ale nie miałam wyjścia. Nic nie wiedziałam na temat tej choroby, znikąd nie miałam wsparcia, więc działałam , po swojemu szukałam drogi wyjścia z tej sytuacji. Postanowiłam, że się nie poddam. Kiedy zauważyłam, że po posiedzeniu komisji urzędniczka była jakaś taka „wczorajsza” odchodziłam i wracałam w kolejnym dniu. A jak w „gminie” nie pomogli, to pojechałam do „powiatu”. Niestety ,przedstawicielka tej zacnej komisji z większego miasta popatrzyła na mnie i powiedziała: „Jeszcze jedna, która chce, żeby zabrać jej chorego męża, a dać zdrowego!…” Zdecydowałam wreszcie, że odwiedzę redakcję miejscowego tygodnika, poskarżę się, napiszą i nadejdzie jakaś pomoc. Niestety, w redakcji pracowały dzieci i krewni członków komisji, więc nie doczekałam się publikacji… ,ale… zostałam wezwana przed komisję. Były tylko dwie osoby. Stwierdziłam, że komisja jest niepełna. Zażyczyłam sobie przedstawiciela policji, terapeuty…
Podjęłam walkę. Do pijanego wzywałam policję. Ponieważ mąż jest dla obcych bardzo grzeczny i spokojnie się zachowuje, interwencje wyglądały chyba nietypowo. Przyjeżdżali policjanci i nie bardzo wiedzieli, w jakim celu. A mąż znęcał się nade mną psychicznie. Żeby nie rozmyślać bez przerwy o tym, co mam funkcjonariuszom powiedzieć, założyłam kartotekę z historią choroby męża. Notowałam datę, zdarzenie, moją wiedzę na ten temat, zachowanie męża, moje, ocenę męża, moją. To mi pomogło też zdystansować się od tego całego zła…
– Mówiłaś na wstępie, że miałaś przeciwko sobie całą tamtejszą społeczność.
– Tak i przez te wszystkie lata niewiele się zmieniło, ale później byłam już silniejsza. Pewnego razu pojechałam do Bydgoszczy, weszłam do Kościoła p. w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Opatrzność Boża sprawiła, że trafiłam akurat na o. Grzegorza Góralskiego OFM Cap., który pomaga osobom takim jak ja. Trafiłam do grupy wsparcia i taka moc we mnie wstąpiła po spowiedzi świętej, że po powrocie do domu zaczepiałam we wsi kobiety, o których wiedziałam, że mają w domu podobne problemy i proponowałam pomoc. Oczywiście, nie wszystkie chciały rozmawiać, ale od tych, które mówiły, nasłuchałam się takich rzeczy, że serce łkało ,np. pewna kobieta, żeby chronić dzieci, najpierw sama wchodziła do pokoju, w którym przebywał po powrocie do domu pijany mąż, a dzieci wiedziały, że nie wolno im tam wejść, aż mama nie otworzy drzwi… We mnie to wszystko powodowało ogromny ból i bunt . Tu, na wsi, też została utworzona grupa wsparcia. Modliłam się, żeby te kobiety nie zostały same z tymi problemami, kiedy przeniosłam się do dużego miasta.
-Poza psychoterapią, co jest najważniejszym elementem walki z chorobą alkoholową?
– Dwanaście kroków. Anonimowi alkoholicy i ich rodziny wiedzą, o czym mówię. Te kroki porządkują rzeczywistość. Mój mąż stosował wobec mnie przemoc psychiczną. Czegoś takiego wcześniej nie znałam. Dzięki dwunastu krokom potrafiłam to rozpoznać i zdystansować się . Dziś śmiało mówię, że to nie moja rodzina ma problem, to nie my mamy problem, to mój mąż jest chory. Ale pomóż tu choremu, który nie chce być zdrowy! Mąż był już dwukrotnie na przymusowym leczeniu. Niestety, nadal utrzymuje, że wszystko jest w porządku. Ma kolegów od kieliszka, a że nikt z rodziny nie może z nim wytrzymać, to znaczy, że członkowie rodziny są źli.
Inaczej sprawy miały się z mężem mojej przyjaciółki. Przeprowadziła rozwód, a jemu bardzo zależało na niej i na rodzinie. Przyszedł do mnie z prośbą o pomoc. Pracowałam wówczas w Caritas, nadal mieszkałam na wsi. Żeby sytuacja była przejrzysta , zapytałam księdza proboszcza, czy pozwoli mi spotykać się z tym człowiekiem na terenie parafii , żeby omówić i przeżyć dwanaście kroków. Zgodził się. Mąż przyjaciółki przestał pić i powtórnie poprosił ją o rękę.
– Zasada dwunastu kroków pozwala nie tylko wyjść z uzależnienia, lecz także przyjrzeć się sobie wszystkim członkom rodziny, którzy najczęściej są współuzależnieni. Kiedy spostrzegłaś, że jesteś osobą współuzależnioną?
-Pewnego razu przyjechałam do Bydgoszczy. Byłam bardzo głodna. Weszłam więc do sklepu spożywczego, żeby kupić sobie coś do jedzenia. Po jakimś czasie wyszłam, ale bez zakupów i nadal byłam głodna. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie byłam w stanie niczego kupić i jedyną właściwą odpowiedzią była ta, że przez dziesięć lat, dzień po dniu, robiąc zakupy myślałam o potrzebach męża i o tym, czego on chce, będzie chciał, co lubi, a czego nie, jak go zadowolić… Moje potrzeby nie istniały, jakbym ich nie miała.
-Dziś już nie ma takiego problemu. Już widzisz, że jesteś ważna i potrafisz walczyć o siebie, o swoje…
-Bardzo pomogła mi wiara w Boga. Kiedy było źle, modliłam się jeszcze gorliwiej niż zwykle. I Pan Bóg pomagał, dawał światło, wskazówki, co robić. Wstąpiłam do III Zakonu Świeckich. Życie zyskało nowy wymiar, nieskończoności.
-Po przejściu tak długiej już drogi i sukcesie, o jakim można mówić, ponieważ żyjesz pełnią życia, a choroba męża, choć nadal postępuje, już Cię nie niszczy, jaki, Twoim zdaniem, powinien być pierwszy krok osoby, która chce się ratować, wyrwać z koszmaru współuzależnienia?
– Poza modlitwą i całkowitym zdaniem się na Bożą Opatrzność, trzeba zacząć od psychoterapii. To pozwala odciąć się od zła i zobaczyć wszystko w nowym świetle, w Bożym świetle, dodam. Dobrze też poszukać grupy wsparcia. Ta z Bydgoszczy z Alwerni- Stowarzyszenia Niesienia Pomocy Osobom Uzależnionym Od Alkoholu, Osobom Współuzależnionym Oraz Ofiarom Przemocy, jest bardzo dobrze zorganizowana pod kierunkiem asystenta kościelnego i prezesa, o .Grzegorza Góralskiego OFM Cap. Można tu otrzymać obok wsparcia duchowego, pomoc psychologiczną i prawną.
-Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Przyjaciółka ” Al-Anonki”